Z wypowiedzi rozproszonych

Dział Teatralno-Filmowy
28 V - 21 VI 2015

 

Z wypowiedzi rozproszonych 2 to wystawa zbiorowa, a jej twórcami są artyści związani i pracujący w grupie twórczej www.warsztaty-fotograficzne.org. Nie znajdziemy na tej wystawie pejzaży, portretów ni aktów, nie znajdziemy zdjęć reportażowych. Krótko mówiąc: nie znajdziemy tych najbardziej klasycznych z klasycznych tematów, jakimi fotografia nas raczy raczyć.
Oczywiście rodzi się pytanie – jakie zdjęcia, jaki ich „typ” jest prezentowany na wystawie? Chętnie bym uniknął prostych klasyfikacji, by widzowi nie sugerować takiego czy innego spojrzenia na prezentowane zdjęcia, by widz sam z siebie został niejako zmuszony do czystej reakcji na pokazywane prace. Czując się jednak przymuszony „obowiązkiem społecznym” do klasyfikacji „eksponatów”, określiłbym je jako należące do bardzo szerokiego nurtu nazwanego „fotografią kreacyjną”. Wydaje się, że ten dość bałamutny, a przede wszystkim niejasny (o banalności wydźwięku nie wspominając) termin jest wynikiem nie potrzeby merytorycznej, tylko społecznej chęci sklasyfikowania wszystkiego i wszystkich. Wolałbym – jeżeli już jest to konieczne – określić prezentowane na wystawie fotografie jako prace egzystencjalne.
Z wypowiedzi rozproszonych 2 jest wystawą zbiorową... Fakt ten niesie ze sobą wiele – często lekceważonych – konsekwencji. Pozwolą Państwo, że przedstawię Wam „krótki skrót najkrótszych” konsekwencji. Zacznijmy może od negatywnych...
Czasem może się zdarzyć, że termin „wystawa zbiorowa” stanie się wytrychem pozwalającym autorom na prezentacje swego dorobku w sposób niespecjalnie przemyślany, gdyż duża liczba twórców biorących udział w takim „przedsięwzięciu” czy – jak to teraz się nagminnie mówi – „projekcie” jest wystarczająca, by często dyskusyjną wartość artystyczną udało się zamieść pod dywan. Kolejną negatywną konsekwencją może być ciężka do opanowania przez kuratorów różnorodność prac będących treścią tzw wystawy zbiorowej. Oczywiście sama w sobie różnorodność nie jest niczym zdrożnym, ale tylko do tego momentu, kiedy nie zacznie się ona zmieniać w zwykły nieład... – prezentacja staje się wówczas chaotyczna, artystycznie ryzykowna i trochę (jako całość ekspozycji) nerwowa. Krótko mówiąc, zarówno dobór prac, jak i reżyseria całości ekspozycji często są zadaniami tak karkołomnymi, że rodzi się wątpliwość, czy jakkolwiek wykonalnymi.
Biorąc to wszystko pod uwagę, można zastanowić się, dlaczego pomimo  wymienionych mielizn i niebezpieczeństw zbiorowe wystawy są tak popularne? Powodów jest oczywiście również parę. Tego typu wystawy mają bowiem – zwłaszcza dla twórców początkujących – charakter edukacyjny oraz reprezentacyjny, a dla członków mniej lub bardziej nieformalnych grup artystycznych próbą przedstawienia wspólnej i zwartej myśli artystycznej. Sama zaś – chwilowo tylko od złej strony wspomniana – różnorodność prezentowanych prac może stać się jedną z najświetniejszych zalet wystawianych prac. Oby tylko nie przekroczyła magicznej granicy chaosu. Dość banalne sformułowanie o różnorodności jedności wydaje się tu być kluczowe.
Samo dzieło ma tworzyć tajemniczą siłę emocjonalną wystawy. Że to ono jest istotą, bytem ją tworzącą. Nie wspominam tutaj (bo i miejsce i czas nie taki) o sytuacji niezwykle popularnej w dzisiejszym świecie, gdy to sam kurator, dobierając pasujące mu prace, stara się udowodnić światu jakąś tam swoją tezę. W takiej sytuacji dzieło sztuki przestaje być istotą sprawczą wystawy...
Wszystkie wymienione „za i przeciw” są tylko ogólnymi zagadnieniami i to głównie formalnymi. W wypadku wystawy „warsztatów-fotograficznych” konwencja „wystawy zbiorowej” pozwala na prezentację tej części dorobku autorów, która z powodów właśnie formalnych miałyby duże problemy, by być pokazana osobno.
Powody tego stanu rzeczy są bardzo prozaiczne. Czasem wypowiedź artystyczna jest bardzo krótka. Minimalistyczna. Zamykająca się często w jednej pracy. Czasem jest też „myślą nieuczesaną”. Czasem reakcją na „nagłe ziemi poruszenie”... Dla takich wypowiedzi – rozproszonych, niezamkniętych często puentą czy codą, krótkich, zrodzonych niejako z przypadku (ale nie przypadkowych!!!) – drzwi galerii zazwyczaj są zamknięte. Rzadko zdarzają się w naszej szerokości geograficznej ekskluzywne wystawy składające się z jednej czy dwóch prac. Ratunkiem są wystawy wspólne, jeżeli odrzucimy opcję długotrwałego dreptania poszczególnych twórców od galerii do galerii z nadzieją, że jakiś marszand zechce w niebotycznej łasce swej na ich prace zerknąć, znudzony.
Ja zaś, osobiście, jestem bardzo szczęśliwy, że pomimo trudnej formuły „wystawy zbiorowej” i wspomnianej różnorodności tematów kilku bardzo młodych twórców zaprezentowało fotografie, które cechuje nienarzucona odgórnie wspólna, zwarta myśl estetyczna, wspólny nastrój i niepokój. Nawet jeżeli jest on taki niemodny – egzystencjalny.

Artur Rychlicki